Dla pana Przemka i jego syna priorytety były jasne. Najpierw Liga Europy w Rzymie, a następnie derby Katowic i rywalizacja Rozwoju z Podlesianką. – Ten drugi mecz był dla nas równie ważny, jak wizyta w stolicy Włoch – mówili przygotowując oprawę meczową. Mecz derbowy zakończył się zwycięstwem faworyzowanych gości 1:0, ale nie tylko wynik był w tej rywalizacji ważny.
24 kwietnia 2016 roku, wtedy rozegrano ostatnie derby Katowic na szczeblu centralnym. GKS wygrał z Rozwojem, który miesiąc później spadł z pierwszej ligi, a po kilku latach również wypadł poza nawias wielkiej piłki. Od tego czasu trudno znaleźć jakikolwiek promyk nadziei, że stolica Górnego Śląska będzie miała dwie drużyny piłkarskie grające na szczeblu centralnym. Pewnie w najbliższych latach to się nie zmieni, co nie znaczy, że Rozwój, Podlesianka czy Sparta nie mogą marzyć, a rywalizacja derbowa pomiędzy tymi ekipami nie może być ciekawa i emocjonująca.
Tak było również w sobotę, chociaż jeszcze na godzinę przed meczem na terenie ośrodka sportowego przy Asnyka trudno było się zorientować, że za kilkadziesiąt minut rozpocznie się tu mecz o „drugie miejsce” w Katowicach. Na trybunie, dość specyficznej, bo przypominającej wielki taras, nie było jeszcze praktycznie nikogo. Tylko pan Przemek wraz synem przygotowywali meczową oprawę – rozkładając kartony i wieszając flagi. Jeszcze w czwartek byli w Rzymie, gdzie obserwowali zmagania w półfinale Ligi Europy. Spieszyli się z powrotem, by zdążyć między innymi na derby Katowic. Jak to się mówi, są rzeczy ważne i ważniejsze.
Wracając do oprawy, na flagach znalazły się wizerunki trzech osób, którym Rozwój Katowice jest bliski sercu: trenera Rafała Bosowskiego („Api”), napastnika Patryka Gembickiego („Czesio”) i kapitana Bartosza Golika („Goli”). Na trybunach pojawiło się natomiast spore grono obserwatorów, między innymi z Podlesia – w końcu nie mieli daleko.
Gdy wybiła godzina zero kibice zgromadzeni na trybunie głównej unieśli w górę kolorowe kartony, po chwili rzucając na murawę jeszcze serpentyny.
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem pamiątkową tablicę otrzymał bramkarz gospodarzy – wspomniany już wcześniej Golik. Mecz z Podlesianką był bowiem jego 150. w pierwszej drużynie Rozwoju.
Na boisku od początku mecz walki, na trybunach natomiast rywalizacja wokalna. Młodzi kibice Rozwoju, a zarazem piłkarze akademii (obecnie największa siła klubu), chcąc jakby dodać swoim starszym kolegom z boiska trochę odwagi, zaczęli z fantazją. „Kto nie skacze, ten z Podlesia”, „Ja kocham Rozwój, nie lubię Podlesianki” – okrzyki te pozostały bez odpowiedzi, choć trzeba przyznać, że sympatycy gości robili dobrą robotę. To głównie ich słychać przy Asnyka. Mieli specjalne flagi, szaliki, koszulki. – Z Podlesia przyjechała stała grupa kibiców. Jeżdżą za drużyną z szalikami od wielu lat. Można powiedzieć, że to tacy psychofani – będzie śmiał się w przerwie pan Gienek, także od lat obecny na meczach Podlesianki.
– Nie są to moje pierwsze derby, ale zeszłoroczne były lepsze (śmiech). Była straszna ulewa, praktycznie przez cały mecz. Dziś jest całkiem fajnie, sobota, słoneczko, rodzinna atmosfera i derby Katowic. Stadion też jest bardzo fajny, oprócz jednej rzeczy. Brakuje mi zadaszenia nad trybunami. Minimalne zadaszenie by się przydało, szczególnie w przypadku deszczu lub nawet słońca, jak dziś – kontynuuje. Jeśli mielibyśmy wskazać coś, czego nam zabrakło na meczu, to jakiejś strefy gastronomicznej. Gięta stadionowa musi być!
Wróćmy jednak do spraw najważniejszych. Podlesianka do przerwy prowadzi, ale musi mierzyć się z naporem ofensywnym Rozwoju. Emocje nie opadają ani na moment. Między piłkarzami, było nie było z jednego miasta, iskrzy. – Wstawaj kurwa. Czy Cię pojebało? – wykrzyczał w ferworze walki jeden z zawodników gości, gdy jego rywal szukał rzutu karnego.
Atmosfera spotkania udzieliła się także trenerom. Opiekun gości Dawid Brehmer przy linii bardzo żywiołowo reagował na wydarzenia boiskowe. – Myślę, że to są emocje, a derby je tylko wzmacniają, bo to w końcu mecz z sąsiadami, z którymi dzieli nas zaledwie kilka kilometrów. Nie dziwię się mu – powie potem Przemysław Żemła, piłkarz Podlesianki.
W trakcie drugiej połowy wracamy na chwilę do pana Przemka, którego poznaliśmy przed meczem. Jest on z młodymi kibicami, którzy bawią się bardzo dobrze. Mamy nawet „Poznań” przy Asnyka. – Derby zawsze są najważniejsze. Słychać to po naszej młodzieży. Rozwój przede wszystkim walczy o utrzymanie, przez reorganizację rozgrywek spada teraz więcej drużyn. Ostatnio mieliśmy serię siedmiu meczów bez porażki. Mecz z Podlesianką jest tym bardziej ważny, że to lider – mówi.
– Jak na mecze rozgrywane na Rozwoju, frekwencja jest dziś bardzo dobra. Przyjechało sporo kibiców Podlesianki. Fajnie, że dzieciaki próbują robić oprawę. Były serpentyny, była kartoniada. Unikamy świec dymnych, bo już kiedyś dostaliśmy karę (śmiech). Mieliśmy taką oprawę na dwóch meczach, ze Spartą między innymi. Za jedną klub dostał karę. Uważam, że to trochę bez sensu, bo zagrożenia nie było żadnego, boisko nie było zadymione, a to nie są przecież typowe race kibicowskie. Pogoda dopisała, widowisko takie sobie jak na 4. ligę, ale jakieś emocje są. Szkoda tego karnego (Rozwój miał rzut karny, którego jednak nie wykorzystał – przyp. red.), bo na ostatnich pięć bodajże czterech nie wykorzystaliśmy.
Mimo że Rozwój w końcówce jeszcze bardziej zdominował Podlesiankę, to nie zdołał wyrównać. Goście wygrali 1:0 i dopisali sobie bardzo ważne trzy punkty, które stawiają ich na pole position w kwestii awansu do 3. ligi. – Na pewno jest fajny klimat. To zupełnie inne mecze, troszkę bardziej prestiżowe, zarówno dla jednego, jak i drugiego zespołu – po meczu rozmawiamy na gorąco z Łukaszem Grzeszczykiem, najbardziej doświadczonym zawodnikiem Podlesianki. – Nie ma co ukrywać i porównywać tego meczu do derbów w wyższych ligach. Stadiony są kompletnie inne, przychodzi więcej kibiców. Pamiętam jeszcze, jak grałem w GKS-ie Tychy i mieliśmy mecz derbowy z Katowicami, to atmosferę dało się wyczuć już od początku tygodnia. Ta cała otoczka jest inna. Choć nie będę ukrywał, że te derby pomiędzy Podlesianką a Rozwojem także mają swój smak – dodaje ofensywny pomocnik.
Dużą część widowni na meczach niższych klas rozgrywkowych tworzą bliscy i rodziny samych zawodników. Tak samo było przy okazji derbów Katowic. – Rodzina stara się być przy mnie prawie na każdym meczu, ale wiadomo, że mecz derbowy był szczególnym obowiązkiem. Fajna rzecz, żeby przyjechać i zobaczyć to z bliska – przekonuje Przemysław Żemła. – Atmosfera bardzo fajna, jak zawsze w naszych pojedynkach z Rozwojem. Na boisku emocje też były, kibice mogą być zadowoleni po tym spotkaniu, było troszkę dramaturgii, szczególnie z tym karnym dla Rozwoju, kiedy mogli wyrównać. Potem był napór, musieliśmy się bronić. Ale ostatecznie wywozimy stąd trzy punkty.
Po meczu gospodarze nie byli jednak załamani. Opuszczając już powoli Asnyka 27 spotkaliśmy na ławce starszego kibica Rozwoju. – Byłem na różnych meczach derbowych z udziałem Rozwoju. Ze Spartą i Podlesianką, pamiętam też spotkania z „GieKSą” w 1. lidze. Kibicuję Rozwojowi, ponieważ jestem z Brynowa, to wyszło naturalnie. I nic tego nie zmieni – tłumaczył.
Trzeba oddać cesarzowi, co cesarskie – Podlesianka obecnie jest klubem nr 2. w stolicy Górnego Śląska, ale dla kibiców nie tylko wynik w sobotnie popołudnie był najważniejszy.