Bytomianie cały czas uczą się realiów panujących na szczeblu centralnym. Wiosną nieoczekiwanie pojawiła się iskierka nadziei, że niedługo będą musieli się dostosowywać do nowej rzeczywistości jeszcze poziom wyżej. Polonia nie zaznała bowiem smaku ligowej porażki od dwunastu spotkań.
Z dyrektorem Stefankiewiczem rozmawiałem jeszcze przed wznowieniem rozgrywek po zimowej przerwie. Polonia znajdowała się wówczas w strefie spadkowej 2. ligi i mimo trudnej sytuacji w tabeli, zapewniał mnie, że w Bytomiu mogą jeszcze realnie myśleć o barażach, do których strata wynosiła tylko dziewięć punktów. Traktowałem to z pewnym dystansem, bo wiadomo, każdy dyrektor, trener, prezes wierzy w swój klub. Takie odważne deklaracje w futbolu nie są niczym nowym. A Polonia za sobą miała małą rewolucję kadrową – na Piłkarską trafiło aż siedmiu nowych graczy, część z nich prosto do wyjściowej jedenastki.
Pierwszych dziesięć kolejek na wiosnę i… zero porażek. Ekipa Łukasza Tomczyka rozkręca się z meczu na mecz, błyskawicznie niwelując niekorzystne różnice punktowe w tabeli. Utrzymanie w tym momencie jest już chyba pewne (osiem oczek przewagi nad strefą spadkową). W ostatnich sezonach taki dorobek zawsze wystarczał, by zachować ligowy byt. Zatem główny cel, a zarazem minimum, został zrealizowany. Wszystko ponad stan będzie traktowane w kategoriach sukcesu i sporej niespodzianki. Polonia na chwilę obecną zajmuje miejsce premiowane grą w barażach. A tam może się wydarzyć dosłownie wszystko.
Czy bytomianie pójdą drogą Motoru Lublin, który również w pewnym momencie okupował miejsce w strefie spadkowej, a ostatecznie awansował w dramatycznych okolicznościach, to się jeszcze okaże. Baraże są w zasięgu ręki. Pod względem gry drużyna z Górnego Śląska na pewno na nie zasługuje.
„Mam nadzieję, że tych punktów na koniec nam nie zabraknie”
Druga strona medalu to fakt, że tych punktów powinno być zdecydowanie więcej. Już abstrahując od rundy jesiennej, w której Polonia pięciokrotnie nie była w stanie przekuć prowadzenia w zwycięstwo. Skupmy się tylko na drugiej części sezonu.
Podopieczni Łukasza Tomczyka dwa razy prowadzili na otwarcie rundy ze Skrą Częstochowa. Gola, który zabrał im dwa punkty, stracili dopiero w szóstej minucie doliczonego czasu gry drugiej połowy. Kolejna głupia strata oczek to mecz z Pogonią Siedlce – do przerwy prowadzenie trzema bramkami, na koniec remis. No i ostatnie spotkanie z KKS-em Kalisz przy Piłkarskiej w Bytomiu. Ważne trafienie Piekarskiego i skrupulatna obrona korzystnego wyniku. Ostatnia akcja meczu, nieprawdopodobny strzał Żebrowskiego, bezradny Szymkowiak i… znowu remis.
Trudny mecz, wyczekane prowadzenie i ostatecznie niedosyt. Polonia zremisowała przy ul. Piłkarskiej z wiceliderem 2. ligi, choć z całą pewnością na przestrzeni całego spotkania była lepszym zespołem. ⚽
— BS Polonia Bytom (@PoloniaBytom) April 19, 2024
✍ RELACJA: https://t.co/wobnksII0p pic.twitter.com/PKeMJbjX8B
– Punktujemy cały czas, dwunaste spotkanie z rzędu. Szkoda, że w takich okolicznościach straciliśmy bramkę. Mam nadzieję, że na koniec tych punktów nam nie zabraknie, bo patrzymy do góry, rywalizujemy, rozpędzamy się. Liczę, że z dnia na dzień będziemy robić postęp – mówił na pomeczowej konferencji trener Tomczyk.
Warto też zauważyć, że Polonia nie miałaby tak rewelacyjnej mimo wszystko wiosny, gdyby nie forma sprowadzonego w zimowej przerwie do klubu Kamila Wojtyry. Napastnik w pierwszych dziesięciu meczach w nowych barwach strzelił aż osiem bramek. Wyznał mi ostatnio podczas rozmowy, że czuje się podobnie jak w sezonie 2020/21, kiedy został królem strzelców 2. ligi (z 24. golami na koncie).
Jednocześnie podkreślić należy, iż największą siła Polonii jest kolektyw, bo na papierze piłkarzy na poziom pierwszoligowy zbyt wielu nie ma. Znicz Pruszków, Motor Lublin, Skra Częstochowa pokazały już wcześniej, że da się.
Polonia musi iść podobną drogą, gdyż bytomska społeczność na pewno zasługuje na klub na zapleczu ekstraklasy.