Roman Kaczorek: Ennali zaimponował grą przeciwko nam w meczu sparingowym (WYWIAD)

Górnik Zabrze włączył się do walki o ligowe podium. Duża w tym zasługa letnich wzmocnień, które okazały się strzałem w dziesiątkę – jak w przypadku Ennaliego czy Kapralika. W klubie z Roosevelta za proces poszukiwania i selekcjonowania zawodników pod kątem potencjalnego transferu odpowiada oczywiście dział skautingu. – Wszędzie piszą iż dokonujemy tych ruchów bezkosztowo, co nie jest prawdą – mówi nam szef tego działu, Roman Kaczorek, który w przeszłości uczestniczył w transferach m.in. Mateusza Wieteski czy Damiana Kądziora.

Niektóre transfery Górnika Zabrze od 2021 roku, kiedy szefem działu skautingu ponownie został Roman Kaczorek: Dani Pacheco, Szymon Włodarczyk, Kanji Okunuki, Daisuke Yokota, Lawrence Ennali, Adrian Kapralik, Soichiro Kozuki etc.

Dawid Dreszer: Czy trudno jest pogodzić tę trudną sytuację finansową, która w Górniku niewątpliwie w ostatnich miesiącach była, z selekcjonowaniem poszukiwanych zawodników? Odrzucacie kogoś tylko z powodu ceny i kierujecie się w bardziej dostępne opcje?

Roman Kaczorek, szef skautingu w Górniku Zabrze: Oczywiście. Każdy klub ma swój budżet na transfery, my mamy taki, jaki mamy. Musimy się w tym odnajdywać i myślę, że robimy to dobrze, bo nasze transfery są trafne. Wiadomo, nie wszystkie sprawdzą się na sto procent, ale staramy się poszukiwać zawodników dostępnych, z odpowiednią jakością. Później jeszcze sztab musi to zaakceptować, piłkarz musi przejść etap aklimatyzacji. To też nie jest wszystko takie proste. W miarę nam się to udaje, mimo że wszędzie piszą iż dokonujemy tych ruchów bezkosztowo, co nie jest prawdą. Nie sprowadzamy po prostu zawodników za miliony, bo polskich klubów większości nie stać na tak wysokie sumy.

A jaki jest taki głównym kierunek obserwacyjny Górnika? To bardziej te kraje sąsiadujące (Niemcy, Czechy, Słowacja) czy patrzycie też dalej?

Nie zamykamy się na żaden kierunek, bo zwyczajnie nie możemy tego zrobić. Tak jak fajnie wychodzą nam póki co transfery zawodników z Japonii – to naród bardzo pracowity – każdy, który przychodzi do nas, się z reguły sprawdza, to nie zamykamy się na inne rynki. Skandynawia? Również obserwujemy. Naturalnie, jak Pan wspomniał, najbliżej nam do tych krajów, które łączą się bardzo ładnie z Polską i kosztowo to dobrze wychodzi. Ale jeździmy i przyglądamy się piłkarzom w różnych miejscach, nawet w ramach programów mamy objęte ligi z różnych części globu. Najpierw penetrujemy rynek, następnie oglądamy takich zawodników na żywo – tak to wygląda w skrócie.

No właśnie, ten trend na Japończyków zapoczątkował poniekąd transfer Okunukiego, który został wypożyczony na Roosevelta z jego rodzimej ligi. Kto wpadł na taki pomysł, żeby bardziej zagłębić się w obserwacje tego regionu? Mimo zwiększającej się liczby Japończyków w polskiej lidze w ostatnich latach, to dalej kierunek nieco egzotyczny, pozaeuropejski przede wszystkim.

Tak jak powiedziałem, od dawna mamy dostęp do ligi japońskiej i stale ją monitorujemy. Jest to może troszkę ułatwione, bo tacy zawodnicy wyróżniają się techniką, wyróżniają się ruchliwością, szybkością, sprytem. To kwestia trafienia w odpowiedniego gracza. Przede wszystkim on sam musi chcieć przyjechać do Europy. W przypadku Okunukiego myślę, że wyszło to na plus. W końcu polską ligę potraktował jako przystanek i teraz robi dobre rzeczy w Niemczech. Nie wiem, jak to się dla niego skończy, ale idzie w dobrym kierunku. To przykład, który zdecydowanie powinniśmy powielać. Zawodnicy z Japonii chcą zaistnieć w Europie, ci topowi trafiają do dobrych klubów, ale ci pozostali często wybijają się ciężką pracą w mniejszych klubach. Przykład Yokoty, najpierw poprzez ligę łotewską do nas, a niedawno przeniósł się do Belgii. To jest dobra droga.

Ale zgodzi się Pan, że motywacja na obserwowanie i sprowadzanie piłkarzy z Japonii wzrosła po transferach Okunukiego czy Yokoty.

Obserwować zawsze będziemy, bo inne polskie kluby również to robią. Okunuki się sprawdził, zresztą ogólnie Japończycy w naszych ligach się sprawdzają, czy to w Cracovii czy niegdyś w Pogoni, Śląsku, Lechii. Jest to zatem sprawdzony temat. To bardzo fajny region pod kątem skautingu.

Zostając w temacie Azji, bo Japonia na pewno jest kierunkiem bardzo ciekawym. Ale w innych europejskich ligach można zaobserwować transfery zawodników z innych krajów azjatyckich – Korea Południowa, Chiny itd. Też tam zaglądacie?

Powtórzę, nie możemy się zamknąć. Jeżeli mamy swoje ramy do obserwacji, w obrębie których się poruszamy, to pojawiają się w nich zawodnicy także z lig bardziej egzotycznych. Do Chin akurat to głównie zawodnicy z Europy wyjeżdżają celach zarobkowych, zupełnie odwrotnie, ale także tę ligę obserwujemy. Proces sprowadzenia zagranicznego piłkarza do Polski nie jest procesem łatwym. Ale mamy swoje informacje, akurat w Japonii, podobnie jak na Łotwie, grają systemem wiosna-jesień, czyli kontrakty mają z reguły do grudnia, stycznia. Nie tak jak w większości pozostałych lig europejskich, gdzie te umowy kończą się w czerwcu. Wiadomo, trzeba być przygotowanym na transfery również latem, ale ten kierunek japoński jest bardziej eksploatowany w zimowym oknie transferowym.

Ostatniego lata do klubu trafił między innymi Lawrence Ennali. Początek miał trudny, ale potem wskoczył na najwyższe obroty i już teraz mówi się, że Górnik w przyszłości się na nim solidnie wzbogaci. Kiedy wpadł Wam w oko niemiecki skrzydłowym, na którymś z turniejów przedsezonowych? Na pewno duża w tym zasługa Lukasa Podolskiego.

Tego to nikt nie wie, jak wielki wpływ miał na to Lukas (śmiech). Szansa gry u boku mistrza świata bez wątpienia jest magnesem na każdego zawodnika, a zwłaszcza młodego. Wiem, że Lukas kontaktował się z Lawrencem i namawiał na przyjście do Górnika. Jak natomiast został zauważony? Mamy swoich ludzi w Niemczech, którzy bacznie przyglądają się tym niższym ligom. Może nie jest tak, że my tam jedziemy i z automatu dostajemy kogoś na tacy. Ale jeśli dostajemy sygnał, to musimy go sprawdzić. Jeżeli zawodnik pasuje pod nasz system gry, a szukaliśmy skrzydłowych – szybkich, technicznych, to jesteśmy zdecydowani, że go pozyskać. Ennali zaimponował nam również grą przeciwko nam w meczu sparingowym, który rozegraliśmy z Rot-Weiss Essen w styczniu ubiegłego roku. Początek Ennaliego rzeczywiście nie był rewelacyjny, ale potem udowodnił, to co my widzieliśmy już wcześniej. Takich piłkarzy szukamy i pozyskujemy, a to co wydarzy się dalej, będzie tylko z korzyścią dla Górnika. Tak klub musi funkcjonować.

Te ruchy przeprowadzone latem minionego roku w większości się sprawdziły, na chwilę obecną. Sezon wcześniej nie było aż tak dobrze, ściągnięto kilku zawodników doświadczonych (Kotzke, Bergstrom), których szybko pożegnano.

Bergstroma sprowadziliśmy na przykład awaryjnie. Nie uważam, że się nie sprawdził. Gdyby nie kontuzja Janickiego, tego transferu zapewne by nie było. Niemniej jednak zawodnik ten wniósł do gry Górnika wiele i wybrał być może mocniejszą ligę.

Bardziej chodziło mi o to, że zmieniła się grupa docelowa.

To nigdy nie będzie tak, że ograniczymy się do jednej. Być może są kluby, które nie chcą obcokrajowców lub jakiejś konkretnej nacji, ale my nie chcemy się zamykać. To też nie polega na tym, że nagle ściągniemy na przykład siedmiu zawodników z Japonii. Musi być to odpowiednio budowane – jest Słowak, jest Niemiec, Grek – nie ma ograniczeń. Tak staramy się kreować zespół, wiadomo, najbardziej chcemy stawiać na piłkarzy polskich, najlepiej z regionu, co w przyszłości się uda, bo nasi utalentowani wychowankowie naciskają już teraz na pierwszy zespół. Być może wtedy nie będzie trzeba sprowadzać zawodników z innych krajów, a uzupełniać skład będą właśnie wychowankowie. Do tego chyba dąży każdy klub.

Sprowadzając zawodników staracie się znaleźć złoty środek pomiędzy doświadczeniem a tą świeżą krwią?

Oczywiście. Są zawodnicy bardziej wiekowi, o których wiemy, że przychodząc do zespołu, wniosą odpowiednią jakość i doświadczenie. Wiemy też, że na nich zwyczajnie nie zarobimy. Ale są też młodzi, u których liczymy na jakość, a jednocześnie jakieś zyski w przyszłości. Nie może być tak, że zespół jest złożony tylko z młodych piłkarzy. Istnieje bowiem duże ryzyko, że to nie wypali. Trzeba wszystko wyważyć. To sprawdzony na całym świecie temat.

Z tą pierwszą myślą do klubu latem trafili Nascimento, Triantafyllopoulos, Siplak?

To zawodnicy przede wszystkim sprawdzeni w polskiej lidze. Nascimento miał bardzo dobre notowania w Radomiaku, niestety uraz wszystko skomplikował. Ale tak jak powiedział trener, ważny jest czas rekonwalescencji i odbudowy formy. Czekamy z niecierpliwością, aż Felipe wróci na najwyższe obroty i udowodni, że ten transfer był udany.

Zmieniając trochę temat, czy obserwując niegdyś Kozukiego w Schalke, może Pan powiedzieć, że doszedł już w Górniku do tej swojej najwyższej dyspozycji?

Kozuki gra na różnych pozycjach w Górniku. W Schalke częściej występował na skrzydłach, rzadziej w środku. Sytuacja w zespole wymaga często uzupełnienia jednak w ataku, gdzie Japończyk również sobie radzi. Ale dajmy mu jeszcze czas. Myślę, że w końcu poczuje się wystarczająco pewnie, by zaskoczyć wszystkich swoją jakością, którą pokazywał w Niemczech.

Ale widzieliście już wtedy jego dużą uniwersalność?

Techniczny zawodnik zawsze jest uniwersalny. Już na turnieju halowym, gdy występował przeciwko nam, pokazał, że może być ustawiany na różnych pozycjach. To wykorzystujemy w Górniku. Japończycy są bardzo poukładani, nikt na nich nie narzeka, bardzo łatwo dostosowują się do warunków.

A jak ta sytuacja z wakatami na stanowiskach prezesa i dyrektora sportowego wpływa na dział skautingu?

My tego nie odczuwamy. Robimy swoje, nie jesteśmy od zarządzania. Wiadomo, że dobrze jest, gdy w klubie są obsadzone ważne stanowiska. Ale nie wpływa to na naszą pracę, poszukujemy, realizujemy swoje zadania jak najlepiej potrafimy.